09.12.2019 aktualizacja 14.12.2019

Linia, która stała się granicą

George Nathaniel Curzon. Źródło: Wikipedia Commons George Nathaniel Curzon. Źródło: Wikipedia Commons

Nie wiadomo, kto ją wymyślił, początkowo miała być tymczasowa; być może nawet w związku z drobną zmianą lub fałszerstwem Polska straciła Lwów. W toku działań wojennych i traktatów pokojowych po I wojnie światowej poszła w zapomnienie, by złowieszczo dla Polski wrócić po ponad dwudziestu latach i stać się pretekstem do zagarnięcia przez ZSRS dużej części naszego kraju w 1945 r. 100 lat temu oficjalnie została ustalona tzw. linia Curzona.

„Przyczyną najważniejszych konfliktów zbrojnych stulecia były zwykle granice. [...] Pozostało już niewiele miejsca nadającego się do zamieszkania, dlatego interesy bądź ambicje jednego kraju wchodziły w gwałtowną kolizję z aspiracjami innego” – napisał George Nathaniel Curzon. Pisząc swoją książkę zatytułowaną „Granice” w pierwszych latach XX wieku, nie mógł nawet przypuszczać, jak bardzo te słowa staną się symboliczne przede wszystkim dla samego autora.

Przypadkowy bohater

Lord Curzon był jedną z najważniejszych postaci w brytyjskiej polityce przełomu wieków. W latach 1899–1905 był wicekrólem Indii. Zasłynął przede wszystkim z dwóch decyzji. Pierwszą był remont słynnej świątyni Tadź Mahal, drugą... poprowadzenie nowej granicy. Curzon zdecydował o podziale Bengalu, prowincji zamieszkanej przez niemal 80 mln ludzi, według kryterium religijnego. W efekcie powstały dwie prowincje: zachodnia, hinduistyczna ze stolicą w Kalkucie, i wschodnia, muzułmańska ze stolicą w Dhace. Pierwsza linia Curzona nie przetrwała długo. Fala strajków i demonstracji przeciw podziałowi, a także nasilające się ataki na brytyjskich urzędników spowodowały, że Imperium szybko wycofało się z decyzji. Ale podobnie jak późniejsza znacznie bardziej znana linia jego nazwiska ta również dostała drugie życie. W 1947 r., po wycofaniu się Brytyjczyków z Indii, według niej wyznaczono granicę Indii i Bangladeszu. 

Decyzja o podziale Bengalu, a także konflikt z dowódcą brytyjskich sił zbrojnych kosztowały Curzona stanowisko wicekróla. Lord wrócił do Anglii. W 1919 r. został mianowany ministrem spraw zagranicznych. W rządzie Lloyda George’a nie pełnił zbyt ważnej roli. Premier go nie cenił. Wiele lat później miał powiedzieć o swoich ministrach: „Wszyscy byli ludźmi merytorycznymi – no dobrze, oprócz Curzona”. 

Ołówkiem po mapie

Wyznaczenie granic było jednym z najważniejszych zadań w powojennej Europie. Na gruzach upadłych imperiów – Rosji i Austro-Węgier – powstawało lub próbowało powstać właśnie kilkanaście nowych państw. Jednym z najbardziej palących problemów była sytuacja na pograniczu Polski i Rosji. Z dwóch powodów: rewolucji, która w przypadku zwycięstwa mogła rozlać się po całej Europie, oraz wojny polsko-bolszewickiej. 

W rządzie Lloyda George’a starły się dwie koncepcje. Jak pisze prof. Andrzej Nowak w książce „Pierwsza zdrada Zachodu”, Curzon był zwolennikiem osłabiania Rosji, która jego zdaniem była potencjalnym zagrożeniem dla interesów brytyjskich w Azji Środkowej i Wschodniej. Dlatego optował za silną Polską, Finlandią i państwami bałtyckimi oraz uzyskaniem autonomii dla Białorusi i Ukrainy. Lloyd George zdecydował się jednak na politykę zbliżenia z Rosją, a Curzon został odsunięty od spraw Europy Wschodniej. W świat puszczono opinię, że Curzon jest „zasadniczo niezainteresowany bieżącymi problemami europejskimi, takimi jak granice Polski”. Pewne jest natomiast, że od tego czasu w sprawach polskich Curzon praktycznie głosu nie zabierał i w kolejnych miesiącach stał się biernym wykonawcą polityki premiera. 

Nie do końca wiadomo, kiedy po raz pierwszy pojawiła się koncepcja zwana później linią Curzona. Być może było tak, jak przedstawia to w książce „Na skraju Imperium i inne wspomnienia” polski dyplomata Mieczysław Jałowiecki, powołując się na rozmowę ze świadkiem wydarzenia. „Nikt nie wiedział, co to jest ta polska wschodnia granica, gdzie zaczyna się Rosja, gdzie kończy się Polska. Debaty przeciągały się bez końca, nadchodziła pora lunchu, wszyscy byli głodni i, jak to mówią, +annoyed+ [zirytowani – przyp. red.]. [...] Wreszcie lord Curzon przypomniał sobie, że ma jakieś stare mapy dotyczące +the second partition of Poland+ [drugiego rozbioru Polski – przyp. red.]. Zniknął na chwilę w swoim gabinecie, po czym wrócił tryumfująco z mapą w ręku, gdzie czerwoną linią była oznaczona granica. Wszyscy odetchnęli z ulgą, bez zastanowienia przyjęto ją jako wschodnią granicę Polski i całe towarzystwo, gratulując Curzonowi, pośpieszyło na spóźniony obiad. Jeden z dygnitarzy, winszując Curzonowi rozcięcia tego węzła gordyjskiego, powiedział: +Polacy to troublemakers [zawsze sprawiają kłopoty – przyp. red.], nawet nie dadzą spokojnie zjeść lunchu”. Stąd przezwaliśmy tę linię „luncheon line”. Widzisz, Mac, tak się u nas załatwia sprawy międzynarodowe...”. 

Czarny charakter

Znacznie ważniejszą rolę od Curzona w tworzeniu linii jego imienia miał najprawdopodobniej jego resortowy podwładny. Lewis Namier był zatrudniony na stanowisku eksperta do spraw Polski i Europy Środkowej, a jego prawdziwą siłą było zaufanie Philipa Kerra, osobistego sekretarza premiera. Zainteresowanie polskimi sprawami u Namiera nie było przypadkowe. Urodził się na dzisiejszej Lubelszczyźnie jako Ludwik Bernstein, w rodzinie spolszczonych Żydów, która później zmieniła nazwisko na Niemirowscy. 

O swoich żydowskich korzeniach dowiedział się, mając dziewięć lat i – jak sam pisał – był to dla niego szok. Mieszkając w Anglii, odciął się od polskości i przystąpił do ruchów syjonistycznych. W okresie I wojny światowej był mocno skonfliktowany z Romanem Dmowskim. Konflikt miał dwa oblicza osobiste i dwa oblicza koncepcji przyszłej Polski. 

Panowie nie szczędzili sobie złośliwości, łącznie z publicznymi oskarżeniami. Dmowski ponoć zainspirował artykuł o działalności szpiegowskiej Namiera i jego ojca na rzecz Austrii, nazywał go też „małym żydkiem galicyjskim”. Namiar oskarżał natomiast Dmowskiego i cały ruch narodowy o chęć przejścia na stronę Państw Centralnych. 

Ale personalne przepychanki wynikały przede wszystkim z różnic w poglądach. Namier nie znosił endecji, choćby z powodu jej antysemityzmu, którego doznał jeszcze w czasie pobytu w kraju. Twierdził również, że Polska chce odzyskać wschodnie rubieża, tylko po to by odzyskać utracone majątki, a miejscowa w przeważającej mierze niepolska ludność zgodzi się na dowolną władzę, byle nie byli to Polacy. 

Z tych powodów zaciekle zwalczał granicę opracowaną przez przywódcę endecji. Tzw. linia Dmowskiego zakładała włączenie do Polski m.in. centralnej Białorusi z Mińskiem oraz zachodniej części Podola i Wołynia. 

Namier niemal od początku opowiadał się za Polską etnograficzną w kształcie zbliżonym do dawnego Królestwa Kongresowego, a granica wschodnia miała biec wzdłuż Sanu i Bugu. Przy tym fałszował statystyki dotyczące procentowego udziału różnych narodowości w poszczególnych regionach, tak by zmniejszyć w nim udział Polaków. Choć nie ma na to dowodów, wydaje się prawdopodobne, że to on stworzył pierwowzór linii Curzona, opartej na granicy zachodniej Rosji po dokonaniu III rozbioru Polski. Granica nie obejmowała wtedy jednak Galicji, gdyż nigdy nie należała ona do Rosji. 

Czas ustaleń

Z gotową propozycją Brytyjczycy przyjechali na Konferencję Wersalską. Nieoficjalne rozmowy toczyły się około trzech miesięcy. W końcu Rada Najwyższa postanowiła powołać specjalną komisję ds. polskich. Komisja pracowała przez miesiąc, praktycznie pod dyktando Anglików. Francuzi nie wywierali zbytniej presji, Włosi w ogóle nie byli zainteresowani sprawami wschodniej Europy, a Amerykanie coraz mniej problemami całego Starego Kontynentu. 

Komisja odbyła pięć spotkań i ostatecznie w kwietniu 1919 r. niemal bez zmian przyjęła propozycję Anglików. Łącznie z tym, że nie zajęła stanowiska w sprawie Galicji. 8 grudnia linia stała się stanowiskiem oficjalnym, choć nie ostatecznym. Rada najwyższa Sprzymierzonych przyjęła bowiem deklarację w sprawie „tymczasowej granicy wschodniej Polski”. Co więcej, Rada wyraźnie dopuszczała możliwość jej zmiany na korzyść Polski. „Prawa, z jakimi Polska mogłaby wystąpić do terytoriów położonych na wschód od wymienionej linii, są wyraźnie zastrzeżone” – napisała w deklaracji. Tym samym mocarstwa uznawały stan faktyczny. W tym czasie wojska polskie stały kilkaset kilometrów na wschód, zajmując m.in. Wołyń i Podole. Tymczasowość linii granicznej wynikała także z wojny domowej prowadzonej w Rosji. Mocarstwa liczyły na zwycięstwo Białych i wówczas sprawa granic miała być negocjowana ponownie. Przyszła linia Curzona po raz pierwszy trafiła na półkę. 

Pierwszy powrót i nieoczekiwana zmiana

Nie dane jej jednak było zbytnio się na niej zakurzyć. Sytuacja polityczna zmieniała się bardzo dynamicznie. Wróciła na konferencji pokojowej w Spa. Przez pół roku rozwiały się marzenia sprzymierzonych o zwycięstwie Białych, a na wschodzie rozgorzała wojna polsko-bolszewicka. Po początkowych sukcesach Polaków Czerwoni przeszli do kontrofensywy. Sytuacja była dramatyczna. W lipcu wydawało się, że tylko energiczna akcja Sprzymierzonych może uratować państwo polskie. 

Podczas konferencji zmuszono premiera Władysława Grabskiego do przyjęcia surowych warunków – w tym m.in. linii granicznej przyjętej przez Sprzymierzonych. Linia już wtedy została wydłużona i obejmowała Galicję Wschodnią, ale z Lwowem i Drohobyczem po stronie polskiej. I tu znów na scenie pojawia się Namier. Najprawdopodobniej, bo mimo lat badań żadnemu z historyków nie udało się go chwycić za rękę. 

W nocy z 10 na 11 lipca ministerstwo spraw zagranicznych wysłało do władz bolszewickich depeszę. Sygnowana była nazwiskiem Curzona. Jej treść w ostatniej chwili została jednak zmieniona – jednym pociągnięciem ołówka Lwów i zagłębie naftowe k. Drohobycza znalazły się po stronie radzieckiej. Do dziś nie jest pewne, czy był to wynik ustaleń, pomyłka czy może zwykłe fałszerstwo. Jedno jest pewne: propozycja zwana później linią Curzona, i to w gorszej dla Polski wersji, po raz pierwszy trafiła w radzieckie ręce. 

Warto dodać, że przyzwyczajeni do używania imperialnego ołówka Anglicy nie próbowali odwrócić zmiany. Być może także dlatego, że sama linia wobec wydarzeń na pograniczu polsko-rosyjskim wydawała się tylko topograficzną teorią. 

Po zapoznaniu się z nią Włodzimierz Lenin miał powiedzieć: „Za pomocą drobnego szachrajstwa imperialiści chcą zatrzymać światową rewolucję”. Wierzył, że po nieuchronnym zwycięstwie nad Polską rewolucja rozleje się po całej Europie. Propozycja rozejmu została odrzucona. Bolszewicy właśnie szykowali się do ofensywy, której celem miała być Warszawa.
Mapa z linią Curzona znów trafiła na półkę. Wobec zwycięstwa wojsk polskich nikt do niej nie wracał. Traktat Ryski zawarty w 1921 r. ustanawiał, że Polska będzie sięgać mniej więcej granicy drugiego rozbioru – a więc o kilkaset kilometrów na Wschód od linii Curzona. 

Drugie życie linii

Przez okres międzywojenny mapa może i mocno się zakurzyła, ale na pewno nie została zapomniana. Z półki ściągnęli ją Józef Stalin i Adolf Hitler. Podpisany w sierpniu 1939 r. przez ministrów spraw zagranicznych ZSRS i Niemiec pakt o podziale Polski w części (na linii Bugu) pokrywał się z linią Curzona. Do starannego odkurzenia idei doszło jednak cztery lata później, gdy losy wojny zaczęły przechylać się na stronę ZSRS i aliantów. 
Dla Sowietów linia Curzona była darem niebios. Spełniała ich zachcianki, a była dziełem Brytyjczyków. Londyn znalazł się w kłopotliwej sytuacji, Waszyngton zaś dostawał pretekst do umycia rąk. W marcu 1943 ZSRS zażądał uznania przez rząd polski na Uchodźstwie przyszłej granicy według linii Curzona. Gabinet gen. Władysława Sikorskiego odrzucił dyktat. Niedługo później, choć formalnie z innych powodów, ZSRS zerwał stosunki z emigracyjnym rządem. 
Oficjalnie linia Curzona stanęła na porządku obrad już w Teheranie. Znów pojawiła się w dwóch wersjach: Anglicy zgadzając się na jej przebieg, optowali za oryginałem, czyli wersją z Lwowem i Drohobyczem po stronie polskiej, Stalin chciał granicy według wersji mniej korzystnej dla Polski. Mocarstwa zachodnie uznały jego żądania. „Nie wydaje mi się, aby rosyjski postulat zabezpieczenia zachodnich granic Rosji wykraczał poza to, co jest rozsądne lub słuszne” – stwierdził Churchill w Izbie Gmin na początku 1944 r. I w ten sposób rok później, ponad ćwierć wieku od powstania linia Curzona, stała się ona rzeczywistą granicą. 

Łukasz Starowieyski

Źródło: MHP
 

Copyright

Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.