Dr Bernard Linek: spory o Powstania Śląskie i różne ich interpretacje zostały zapomniane
Wcześniej pamięcią o powstaniach rządziły dwie trumny – Wojciecha Korfantego i Michała Grażyńskiego – tak jak w skali ogólnopolskiej wielkie znaczenie miały trumny Dmowskiego i Piłsudskiego – mówi PAP dr Bernard Linek, historyk z Instytutu Śląskiego. 100 lat temu, 16 lipca 1922 r., część Górnego Śląska została przyłączona do Polski.
Polska Agencja Prasowa: Pod koniec XVIII wieku rozpoczął się proces industrializacji Górnego Śląska. Pomimo potężnych zmian cywilizacyjnych polskojęzyczna społeczność zamieszkująca ten region zachowała w dużej mierze swój charakter, typowy dla społeczeństw tradycyjnych. Jaki był „punkt startu” Polaków na Górnym Śląsku do walki o zachowanie swojej tożsamości?
Dr Bernard Linek: Na Górnym Śląsku doszło do zaskakującego zjawiska. Zdecydowaną większość miejscowych mieszkańców, mimo wielkiego przyrostu demograficznego w XIX wieku, udało się zatrzymać w regionie i zatrudnić w tutejszych kopalniach, hutach i towarzyszących im usługach. Stąd też kultura ludowa trwała w nowo powstających miastach, szczególnie osiedlach patronackich wyrastających obok kopalń i fabryk. W ciągu dwóch, trzech pokoleń ludność śląskich wsi, niekiedy wraz z nimi, przeniosła się do tych nowych ośrodków, zachowując swój system wartości. Nie każdy okręg przemysłowy w Europie był wówczas tak katolicki i konserwatywny jak Górny Śląsk.
Było to dalej społeczeństwo zbudowane wokół bliskich więzi rodzinnych. Nierzadko na początku XX wieku rodziny górnicze złożone były z trzech pokoleń. Dziadków wywodzących się ze wsi i pamiętających stosunki popańszczyźniane, ich dzieci, które długo dojeżdżały do pracy w kopalni, oraz najmłodszego pokolenia, które dorastało już na osiedlach przyfabrycznych. Pomimo napływu do ośrodków przemysłowych kolejnych fal ludności ciągłość kulturowa dalej była znacząca. Miejscowa ludność narzucała nowym przybyszom swoją kulturę.
Podejście elit niemieckich (czy raczej pruskich, bo to była część tego państwa) do Górnego Śląska, niezależnie od różnych zapatrywań politycznych, było przez cały wiek XIX niemal niezmienne, właściwie kolonialne.
PAP: Czym był Górny Śląsk w świadomości elit niemieckich? Wydaje się, że był to region odległy od jednej z najważniejszych metropolii Rzeszy, czyli Wrocławia.
Dr Bernard Linek: Podejście elit niemieckich (czy raczej pruskich, bo to była część tego państwa) do Górnego Śląska, niezależnie od różnych zapatrywań politycznych, było przez cały wiek XIX niemal niezmienne, właściwie kolonialne. Było to efektem szoku kulturowego, którego doznali pruscy urzędnicy, często wychowani w atmosferze oświecenia, na początku XIX wieku, po przybyciu na Górny Śląsk. Napotkali tutaj nie tylko głęboko katolickich mieszkańców, ale i mówiących w niezrozumiałym języku. Na tej podstawie uważali, że jest to obszar zapóźniony cywilizacyjnie, który należy doprowadzić do wyższej kultury, czyli nauczyć języka niemieckiego. Skok cywilizacyjny, które nastąpił tutaj w wieku XIX, nie został przyjęty do wiadomości przez niemieckie elity.
PAP: We wspomnieniach Wojciecha Korfantego czytamy, że do bycia Polakiem najskuteczniej przekonali go niemieccy nauczyciele i urzędnicy, którzy prowadzili brutalną germanizację. Jak często ta postawa sprzeciwu wobec władzy oznaczała jednoznaczne przyjęcie polskiej tożsamości narodowej?
Dr Bernard Linek: Korfantego i innych działaczy na rzecz polskości z początku XX wieku nazywam „górnośląskimi niepokornymi”. Droga do tego była długa. Konflikt polsko-niemiecki toczył się już kilkadziesiąt lat, przede wszystkim o język, czyli naukę języka polskiego w szkole, ale dopiero to pokolenie postawiło nie tylko na obronę praw językowych, ale również wysunęło postulaty polityczne włączenia Górnego Śląska do mającej się odrodzić Polski. Oczywiście nie publicznie, ale takie było sedno programu kulturalnego „młodych” o ponadzaborowej jedności Polaków.
Należy jednak pamiętać, że społeczność polskojęzyczna na Górnym Śląsku była wówczas bardzo podzielona. Rzeczywistymi przywódcami byli księża, którzy zazwyczaj kończyli teologię we Wrocławiu. Kwestię narodową ograniczali oni do spraw językowych, a język niemiecki nierzadko traktowano jako integralną część kultury Górnego Śląska. Polska inteligencja, często w konflikcie z nimi i politykami konserwatywnymi, próbowała zdobyć wpływy społeczne z nowym programem. Na początku XX wieku grupa działaczy reprezentujących takie poglądy była nieliczna, ale po ugodzie z konserwatystami polskimi potrafili oni zdobyć poparcie polityczne i przed wybuchem wojny w Reichstagu na 12 posłów z Górnego Śląska 5 reprezentowało Polaków.
Pamiętajmy, że Górny Śląsk nigdy nie był częścią zaborów. Nie był też częścią Rzeczypospolitej szlacheckiej. Odpadł od Polski kilkaset lat wcześniej i funkcjonował w innych organizmach państwowych i społeczeństwach, co przyniosło choćby wspominane konsekwencje o roli więzi religijnej czy wadze ponadjęzykowej tożsamości regionalnej.
Niemieccy politycy katoliccy dążyli do wciągania ludności polskiej w obręb kultury niemieckiej. Co prawda katolicka Partia Centrum po rozpoczęciu przez kanclerza Bismarcka kulturkampfu popierała polskie żądania dotyczące nauki w szkołach języka polskiego, ale wycofała się z nich ostatecznie w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku i wówczas ruch katolicki rozpadł się na części – niemiecką i polską. Na Górnym Śląsku przywódcą polskich katolików został Adam Napieralski, właściciel „Katolika”, najważniejszego polskiego czasopisma. Podstawowym programem tego środowiska było przywrócenie polskich praw językowych, czyli powrót nauczania języka polskiego do szkół podstawowych, ale nie wysuwało ono żądań stricte politycznych. Dopiero na początku XX wieku pojawił się Korfanty wraz ze swoim otoczeniem i doprowadził do wspomnianego przewrotu. Wtedy jeszcze w ramach endecji. To polscy politycy prawicowi postawili na hasło odbudowy Polski na zasadach etnicznych, której częścią miał być Górny Śląsk. Niewielu spodziewało się, że wybuchnie Wielka Wojna, która da szansę na odzyskanie przez Polskę niepodległości i realizację tego projektu.
Warto jednak dodać, że podziały narodowościowe i spory między Polakami a Niemcami nie zawsze były istotne w regionie na początku XX wieku. Bardzo długo wyraźniejsza granica dzieliła katolików i protestantów, a nie Niemców i Polaków. To protestant przyjeżdżający z głębi Niemiec do pracy urzędniczej w kopalni lub hucie był dla polskich i niemieckich katolików tym „obcym”.
PAP: Górny Śląsk od innych części podzielonej przez zaborców Polski odróżniało istnienie bardzo rozwiniętego społeczeństwa obywatelskiego, wielkiej sieci towarzystw kulturalnych i oświatowych. Na ile te instytucje przygotowywały do przyszłej walki o niepodległość?
Dr Bernard Linek: Droga Górnego Śląska do odrodzonej Polski była inna niż choćby Wielkopolski. Bliższa Czechom czy szerzej Europie Zachodniej. Pamiętajmy, że nigdy nie był częścią zaborów. Nie był też częścią Rzeczypospolitej szlacheckiej. Odpadł od Polski kilkaset lat wcześniej i funkcjonował w innych organizmach państwowych i społeczeństwach, co przyniosło choćby wspominane konsekwencje o roli więzi religijnej czy wadze ponadjęzykowej tożsamości regionalnej.
Wspominany świat związków i stowarzyszeń to jeden z podstawowych, choć rzadko dostrzeganych przejawów historii tego regionu początków XX wieku. Polskim elitom udało się stworzyć za ich pomocą nowoczesny naród polski. Choć rozmaitych chórów, stowarzyszeń gimnastycznych i przede wszystkim związków religijnych było mniej niż niemieckich, to radziły sobie one całkiem nieźle. Niektórzy historycy wręcz uważali, że tutejsi Polacy w 1914 r. byli gotowi na niepodległość. Może to teza nieco na wyrost, ale trzeba pamiętać, że nowoczesne społeczeństwo przemysłowe stwarzało warunki do uczestnictwa w masowych organizacjach społecznych. Robotnicy bogacili się i mieli więcej czasu wolnego. Wykorzystywali to także Polacy.
PAP: Pamięć o Powstaniach Śląskich w międzywojennej Polsce nie była jednorodna. Różne środowiska i władze państwowe zwracały uwagę na różne aspekty tamtych wydarzeń.
Dr Bernard Linek: Rzeczywiście występowały różne formy pamiętania, warunkowane historycznie i politycznie. Działania polityków polskich były też w dużej mierze reakcją na działania niemieckie po drugiej stronie granicy. Wokół rocznicy plebiscytu Niemcy tworzyli rewizjonistyczną legendę o oszustwie dokonanym przez wrogów Niemiec, które odebrało im zwycięstwo. Historia tamtych wydarzeń po stronie polskiej była tworzona w dużej mierze w opozycji do opowieści niemieckiej.
Po przejęciu władzy w 1926 r. przez piłsudczyków Grażyński, mając do dyspozycji cały aparat państwowy, narzucił ten obraz, który marginalizował wydarzenia sprzed 1918 r. oraz rolę Wojciecha Korfantego. Było to w dużej mierze odbicie konfliktu między Piłsudskim a Korfantym, jego obozem a prawicą, który ciągnął się przez całe dwudziestolecie.
Początkowo pamięć o powstaniach miała charakter regionalny, a dopiero później elity dążyły do włączenia jej w obręb pamięci narodowej. Na Górnym Śląsku wielką wagę do upamiętnienia specyficznej drogi Górnego Śląska do Polski przykładało środowisko Wojciecha Korfantego. Jak się można domyślać, w centrum jego narracji były działania samego Korfantego, oddolne tworzenie się nowoczesnego narodu polskiego i sukces w plebiscycie.
Fundatorem „państwowej” pamięci o Powstaniach, opozycyjnej do niemieckiej i w dużej mierze do polskiej pamięci regionalnej, był sanacyjny wojewoda Michał Grażyński. Uważał on, że najważniejszym elementem wysiłku Polaków Górnego Śląska była walka powstańcza, szczególnie w III Powstaniu Śląskim, która przyniosła przyłączenie znaczącej części spornego obszaru do Polski. Po przejęciu władzy w 1926 r. przez piłsudczyków Grażyński, mając do dyspozycji cały aparat państwowy, narzucił ten obraz, który marginalizował wydarzenia sprzed 1918 r. oraz rolę Wojciecha Korfantego. Było to w dużej mierze odbicie konfliktu między Piłsudskim a Korfantym, jego obozem a prawicą, który ciągnął się przez całe dwudziestolecie.
PAP: W komunistycznej administracji Górnego Śląska dużą rolę odgrywał dawny urzędnik władz sanacyjnych Jerzy Ziętek, który wytrwale budował pamięć o Powstaniach Śląskich i inwestował w nią duże środki. Na ile ten oficjalny kult Powstań Śląskich w PRL był kontynuacją narracji budowanej przez Grażyńskiego?
Dr Bernard Linek: Grażyńskiemu udało się zaszczepić w całym polskim społeczeństwie pamięć o powstaniach. Było to jedno z niewielu istotnych skojarzeń Polaków pochodzących z innych części kraju z Górnym Śląskiem. Gdy pojawili się tu w 1945 r. funkcjonariusze Polskiej Partii Robotniczej, to z przyczyn legitymizujących postanowili włączyć tę pamięć do swojej narracji. Ziętek przejął to, co stworzył Grażyński, i dokonał w tej opowieści tylko kilku istotnych „cięć”. Grażyński eksponował swoją rolę w kierowaniu III Powstaniem Śląskim i podkreślał, że realizował wolę Piłsudskiego. W tym punkcie komuniści przejęli argumentację Korfantego, który twierdził, że można było odzyskać cały Śląsk, aż po Odrę, gdyby nie wyprawa Piłsudskiego na Kijów. Eksponowano również ludowy, czytaj robotniczy charakter powstania, a pomijano tym razem rolę Korfantego. W pewnym stopniu zastępował go Jerzy Ziętek, którego rzeczywista rola w III Powstaniu Śląskim była przynajmniej poślednia. Efekt tej operacji był taki, że to dopiero Armia Czerwona miała wykonać testament polityczny powstańców.
Rola Korfantego w przyłączeniu Wielkopolski i szczególnie Górnego Śląska do Polski była dominująca. Porównywalna tylko z rolą Romana Dmowskiego na konferencji paryskiej i Piłsudskiego na wschodzie.
PAP: W 2019 r. w Warszawie odsłonięto pomnik Wojciecha Korfantego. Przy tej okazji zwracano uwagę, że jest to symbol przywrócenia pamięci o nim do ogólnopolskiej pamięci historycznej. Na ile udaje się spełnić ten postulat?
Dr Bernard Linek: Lepiej późno niż wcale. Rola Korfantego w przyłączeniu Wielkopolski i szczególnie Górnego Śląska do Polski była dominująca. Porównywalna tylko z rolą Romana Dmowskiego na konferencji paryskiej i Piłsudskiego na wschodzie.
Mam jednak wrażenie, że pamięć o wydarzeniach sprzed stu lat na Górnym Śląsku funkcjonuje w oderwaniu od kontekstu historycznego. Sednem przekazu o Powstaniach Śląskich jest przedstawienie ich jako romantycznego zrywu górnośląskich Polaków, którzy pragnęli znaleźć się w granicach odrodzonego państwa. Spory i różne interpretacje, dążenia do przedstawienia własnego grupy jako najbardziej zasłużonej zostały już zapomniane. Wcześniej pamięcią o powstaniach rządziły dwie trumny – Korfantego i Grażyńskiego – tak jak w skali ogólnopolskiej wielkie znaczenie miały trumny Dmowskiego i Piłsudskiego. Tych czterech polityków różniło m.in. podejście do budowania państwa i narodu. Korfanty i Dmowski stawiali na oddolne budowanie narodu, poprzez instytucje społeczeństwa obywatelskiego. Nie byli romantykami, tak jak romantyczne nie były Powstania Śląskie, które były długo i dokładnie przygotowywane. Może tylko wybuch I Powstania Śląskiego był dość przypadkowy.
Ostatnim romantykiem był Piłsudski, który na przedwojennym Śląsku długo był znienawidzony. Nieprzypadkowo nie było go w 1922 r. podczas uroczystości przyłączenia Górnego Śląska do Polski. Przyjechał dopiero dwa miesiące później, pod koniec sierpnia 1922 r. Mimo to Grażyńskiemu po 1926 r. w oparciu o środowiska powstańcze udało się zbudować zaplecze polityczne i zaszczepić i tutaj kult Naczelnika. Patrząc z tej perspektywy - to wygrał on z Korfantym bitwę o pamięć. Już organizowane przez niego obchody przybierały rozmiary wielotysięcznych manifestacji. Omnipotencja autorytarnego państwa nie pozostawiała miejsca dla Korfantego i jego środowiska.(PAP)
Michał Szukała
szuk/ skp/
Copyright
Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.