19.08.2020 aktualizacja 21.08.2020

Prof. M. Kopczyński: Wojna 1920 r. nie doczekała się żywych opisów wspomnieniowych

Prof. Michał Kopczyński. Fot. PAP/J. Turczyk Prof. Michał Kopczyński. Fot. PAP/J. Turczyk

Wojna roku 1920 nie doczekała się żywych opisów wspomnieniowych. Ludzie, którzy odegrali w niej istotną rolę lub dla których była „przygodą”, byli zbyt młodzi, żeby przed 1939 r. napisać pamiętniki. II wojna światowa przyćmiła wydarzenia wcześniejsze o dwie dekady – mówi prof. Michał Kopczyński z Muzeum Historii Polski.

W stulecie Bitwy Warszawskiej Muzeum Historii Polski opublikowało zbiór tekstów „Polskie zwycięstwo 1920”. Eseje wybitnych historyków przybliżają okoliczności konfliktu, jego tło międzynarodowe, obecność wydarzeń roku 1920 w polskiej literaturze, przebieg wojny i skutki pokoju w Rydze. Książka zawiera liczne ilustracje i jest kolejnym tomem cyklu, w którym ukazały się „Oblicza Niepodległej” i „Dziedzictwo II Rzeczypospolitej”. Redaktorami publikacji są prof. Michał Kopczyński i dr Mikołaj Mirowski.

Polska Agencja Prasowa: Wydana przez Muzeum Historii Polski książka to zbiór wielu punktów widzenia na wojnę polsko-bolszewicką czy raczej jej synteza przygotowana przez wielu historyków?

CZYTAJ TAKŻE

Prof. Michał Kopczyński: Wojna roku 1920 nie doczekała się żywych opisów wspomnieniowych. Ludzie, którzy odegrali w niej istotną rolę lub dla których była „przygodą”, byli zbyt młodzi, żeby przed 1939 r. napisać pamiętniki. Te z reguły pisze się w późniejszym wieku. II wojna światowa przyćmiła wydarzenia wcześniejsze o dwie dekady. W efekcie w literaturze pamiętnikarskiej wojna roku 1920 jest niemal nieobecna. Piszą o niej niektórzy najwyżsi rangą dowódcy – Józef Piłsudski, Władysław Sikorski, Lucjan Żeligowski – ale brak opisów sporządzonych przez dowódców średniego szczebla i żołnierzy. 

Później nastąpiły dziesięciolecia milczenia w okresie PRL. Ta przerwa spowodowała, że ta wojna nie zaistniała w świadomości kogoś, kto nie jest historykiem wojskowości. Układając listę autorów publikacji wydanej przez Muzeum Historii Polski, miałem świadomość tych deficytów. Dlatego książkę otwierają teksty poświęcone przebiegowi wojny. Prof. Janusz Odziemkowski pisze o jej pierwszym etapie, czyli do wyprawy kijowskiej włącznie, a prof. Grzegorz Nowik przybliża wydarzenia sierpnia 1920 r. i bitwę niemeńską. Zależało mi na opisaniu tej wojny w stosunkowo krótkiej, ale bardzo jasnej formie.

Publikację otwiera artykuł prof. Andrzeja Nowaka „Co może Polska?”. W swoim eseju historyk stawia pytania o możliwości działania polskiej dyplomacji w ówczesnych warunkach i o to, jak wiele mogliśmy wówczas osiągnąć, a co zostało osiągnięte. Ten esej pokazuje, że jednak „coś mogliśmy” i byliśmy jednym z architektów kształtowania się ładu politycznego Europy Środkowej po I wojnie światowej. Wskazuje również na ograniczenia wynikające z bycia graczem średniej wielkości, mocarstwem „drugiej ligi”. Ta analiza tworzy szerszą perspektywę tamtych wydarzeń.

PAP: Prof. Andrzej Nowak pokazuje jeszcze jedno: niezrozumienie charakteru bolszewizmu przez polityków zachodnich i ich naiwność, że bolszewicy będą przestrzegać zawartych układów. W tego rodzaju twierdzeniach przodował szczególnie premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George.

CZYTAJ TAKŻE

Prof. Michał Kopczyński: Tak, lecz ta postawa wynikała nie tylko z naiwności, ale także ze straszliwego zmęczenia czterema latami wojny i z wyczerpania gospodarki. Dlatego nawet tak realistycznie nastawieni politycy jak David Lloyd George przekładali swoje wyobrażenia i marzenia na rzeczywistość polityczną. Już wówczas było przecież oczywiste, że bolszewicy nie szanują żadnego podpisanego pokoju. To wynikało z doświadczeń pokoju brzeskiego. Lenin tłumaczył swoim współpracownikom, że mogą pójść na ogromne ustępstwa terytorialne, bo i tak w wygodnym dla bolszewików momencie pokój zostanie wypowiedziany. Takie założenia nie mieściły się w standardach myślenia dyplomatów wychowanych w XIX wieku. Zakładano, że takie rzeczy są dopuszczalne wyłącznie wobec „dzikich”, czyli krajów pozaeuropejskich. Na tym polega słabość poznawcza ówczesnych polityków.

PAP: Piłsudski stwierdził, że „trzeba, aby bolszewicy bili Denikina, a Denikin zaś bił bolszewików”. Nasza „słabość poznawcza” i wiedza o dziejach kolejnych dekad uniemożliwia nam zrozumienie, dlaczego ówcześni politycy traktowali Białą Rosję jako zagrożenie większe od bolszewizmu.

Prof. Michał Kopczyński: To założenie wynikało z bardzo realistycznej kalkulacji. Piłsudski poprzez płk. Aleksandra Karnickiego miał kontakt z gen. Antonem Denikinem. Dzięki temu znał jego stanowisko na temat sprawy polskiej. Opierało się ono na stwierdzeniu, że o przyszłości ziem polskich będzie decydowała konstytuanta wybrana po zakończeniu wojny domowej. To stanowisko przemawiało do Wielkiej Brytanii i Francji. Oczywiście w wypadku zwycięstwa białych generałów jakaś forma niepodległej Polski przetrwałaby, ale mocarstwa zachodnie użyłyby wobec Polski i innych krajów powstałych na gruzach imperium rosyjskiego wszelkich form nacisku, aby ustąpić terytorialnie i politycznie. Ten sam problem pojawił się w Finlandii. Twórca jej niepodległości, były rosyjski generał Carl Gustaf Mannerheim, identyfikował się z siłami białych i był gotów udzielić pomocy gen. Nikołajowi Judeniczowi, który z terytorium Estonii zamierzał zaatakować Piotrogród. Jednak Mannerheim przegrał wybory prezydenckie, a jego następca, za zgodą parlamentu, nie udzielił Judeniczowi jakiejkolwiek pomocy. Postawa Piłsudskiego nie była więc egzotyczna, wynikała z powszechnej wiedzy, którą dysponowali ówcześni politycy w krajach, które wyzwoliły się spod panowania Rosji.

PAP: Pokój ryski wynikał również ze zmęczenia latami wojny?

CZYTAJ TAKŻE

Prof. Michał Kopczyński: W mojej opinii zapisy pokoju ryskiego były równoznaczne z osiągnięciem wszystkiego, co było możliwe do osiągnięcia. Oczywiście możliwe było odzyskanie Mińska czy Kamieńca Podolskiego, które bolszewicy byli gotowi oddać. To nie zmieniłoby sytuacji w tej części Europy. Zupełnie nierealistyczne były „warunki maksimum”, czyli granica z 1772 r. Postulat przywrócenia linii granicznej sprzed pierwszego rozbioru był raczej stanowiskiem negocjacyjnym, a nie realistycznym postulatem polskich polityków. W 1920 r. nie było możliwości pójścia dalej na wschód, np. zajęcia Moskwy. Wydarzenia pokazały, że żadnego większego efektu nie przyniosły również interwencje innych państw. Polska nie miała żadnego interesu w dalszej walce z bolszewikami, która mogłaby co najwyżej wzmocnić Białych, a to nie było w naszym interesie.

PAP: Ale jednak w ówczesnej publicystyce pojawiały się głosy określające traktat ryski jako zdradę Polaków pozostawionych po wschodniej stronie granicy. Dziś to rzecz zapomniana, ale oczywista dla ówczesnych.

Prof. Michał Kopczyński: Między innymi „dzięki” działaniom Stalina w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu żyjemy w świecie złożonym ze zwartych grup narodowościowych. Po I wojnie światowej nikomu nie przychodziło do głowy, że możliwe są gigantyczne, przymusowe przesiedlenia ogromnych grup narodowościowych lub etnicznych. Nieuniknione było pozostawienie poza polskimi granicami znaczących grup Polaków. Dojście do Berezyny sprawiłoby, że mieszkający nad nią Polacy znaleźliby się pod ochroną państwa polskiego, ale w jego granicach znalazłoby się także bardzo wielu przedstawicieli innych narodowości. Nacisk na bolszewików w kwestii granic mógłby prowadzić do przedłużenia wojny, a na jej dalsze prowadzenie nie było nas stać. W wydanym przez nas zbiorze studiów zamieszczamy również artykuł prof. Cecylii Leszczyńskiej, który pokazuje, jak bardzo byliśmy wyniszczeni gospodarczo, i ledwo dobrnęliśmy do końca tego konfliktu. Oczywiście nie przekreśla to możliwości dokonywania rachunku zysków i strat wynikających z zawarcia pokoju ryskiego.

PAP: Jak sfinansowaliśmy to zwycięstwo?

Prof. Michał Kopczyński: Między innymi przez swego rodzaju opodatkowanie, czyli stale rosnącą inflację. Konieczne było również zaciąganie kredytów zagranicznych. W 1920 r. wyniosły 1 mld 709 mln franków szwajcarskich. Bazowaliśmy również na zaopatrzeniu, które po prostu było dostępne. Późniejsza inflacja i hiperinflacja w dużej mierze połknęła te długi. Równocześnie pochłonęła te niewielkie oszczędności, którymi Polacy po tylu latach wojny jeszcze dysponowali. Polacy pozostali ze swoim niepodległym państwem, ale bez żadnego kapitału.

PAP: Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski w tekście o stosunkach polsko-ukraińskich pisze o „słabości środków i maksymalnych celach” stawianych sobie przez Polskę. Czy pozostawienie sprawy niepodległej Ukrainy w takim stanie, jak pozostawił ją traktat ryski, również było nieuniknione?

CZYTAJ TAKŻE

Prof. Michał Kopczyński: Wydaje się, że kontynuowanie tej wojny było niemożliwe ze względu na wyczerpanie sił. Ukraina w dużej mierze znalazła się w pułapce wojny chłopskiej o ziemię, którą jeszcze w 1917 wywołali bolszewicy w Rosji. Ludność chłopska Ukrainy była pod wyraźnym wpływem ideologii bolszewickiej. Piłsudski słusznie przepraszał internowanych oficerów ukraińskich, ale ani Polska, ani Ukraina nie miały sił na zwycięstwo w konflikcie, której stawką była Ukraina.

PAP: Wspomniał pan profesor o nieobecności tej wojny w pamiętnikach. Wydawałoby się jednak, że ta wojna jest doskonałym materiałem na wielką powieść. Tymczasem powstało ich bardzo niewiele. Wojciech Stanisławski w swoim eseju przypomina o zaledwie kilku…

Prof. Michał Kopczyński: Większość literackich przedstawień tej wojny charakteryzuje się ogromną jednostronnością, czarno-białym rysowaniem sylwetek bohaterów. Wyjątkiem mogą być powieści Stanisława Rembeka, które pokazują moment klęski, odwrotu nad Wisłę, głębokiej demoralizacji tej armii. Trzeba sobie zdawać sobie sprawę z wielkiej skali dezercji. Ten problem poruszony jest w artykule prof. Janusza Szczepańskiego. Demoralizacja armii została powstrzymana dopiero przed Bitwą Warszawską, wraz z tworzeniem Armii Ochotniczej. Mimo słabego wyszkolenia i wielu innych niedostatków ochotnicy pragnący bronić Warszawy byli przełomową „nową jakością” tej armii.

Książki Rembeka nie znajdują się w kanonie lektur i nie są zbyt dobrze znane, ale z pewnością są najlepszym przykładem dobrej powieści o wojnie z bolszewikami. Poza nimi można wymienić jeszcze wydaną w 1965 r. powieść Józefa Mackiewicza „Lewa wolna”. Ze względu na konflikt wokół praw autorskich do jego dzieł jest bardzo trudno dostępna.

Rozmawiał Michał Szukała (PAP)

szuk / skp / 

Copyright

Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.