Prof. Zofia Zielińska: w konfederacji barskiej możemy widzieć pierwsze powstanie narodowe
W konfederacji barskiej możemy widzieć pierwsze powstanie narodowe – mówi PAP prof. Zofia Zielińska z Instytutu Historycznego UW. 250 lat temu, 29 lutego 1768 r. w Barze na Podolu została zawiązana konfederacja szlachty w obronie wiary katolickiej i niepodległości Rzeczypospolitej.
Konfederacja barska trwała najdłużej ze wszystkich powstań i objęła największy obszar Rzeczypospolitej. W walkach po stronie konfederatów wzięło udział ponad 100 tys. osób. Stoczono kilkaset bitew i potyczek. Po upadku konfederacji barskiej część jej przywódców pozostała na emigracji, kilkanaście tysięcy jeńców zesłano na Sybir, znaczną liczbę konfederatów wcielono do armii carskiej, a propaganda państw ościennych starała się wykorzystać ten zryw jako jeden z pretekstów do I rozbioru Polski. Sejm ustanowił rok 2018 Rokiem Konfederacji Barskiej. W uchwale przyjętej 8 czerwca 2017 r. Sejm wyraził nadzieję, że rocznicowe obchody „przyczynią się do przywrócenia temu pierwszemu polskiemu powstaniu narodowemu w obronie wiary i wolności należnego miejsca w dziejach Narodu”.
PAP: Jakie cele przyświecały Rosji i Prusom, gdy rozpoczynały działania na rzecz przyznania innowiercom w Rzeczypospolitej pełni praw politycznych?
Prof. Zofia Zielińska: Autorstwo działań na rzecz prawosławnych oraz dysydentów, tzn. kalwinistów i luteranów, trzeba przypisać Rosji. Katarzynie II chodziło o cele polityczne. Objęła tron drogą zamachu i dążyła do zdobycia aprobaty swych poddanych, Rosjan.
Jedną z dróg do tego stanowiło wykazanie troski o pozycję kościoła prawosławnego w Rzeczypospolitej. Po drugie, i to może ważniejszy motyw, rosyjska władczyni chciała uzyskać u oświeconych elit Zachodu, zwłaszcza wśród „filozofów”, opinię szermierza tolerancji. W przekonaniu Stanisława Augusta inspirował ją w tym duchu Wolter, podsycając ambicję imperatorowej. Walka o równouprawnienie polityczne innowierców w Rzeczypospolitej była przedstawiana opinii zachodniej jako batalia o tolerancję, czyli o sprawę niezwykle modną w kręgach oświeceniowych elit. Tymczasem równouprawnienie polityczne to coś zupełnie odmiennego od tolerancji. Ta ostatnia dotyczyła przyzwolenia na rozmaitego rodzaju praktyki religijne – i tylko. Równouprawnienia politycznego w Europie XVIII wieku nie było w żadnym kraju Europy, to wciąż był kontynent państw konfesyjnych. W najbardziej oświeconym państwie, Anglii, katolicy nie mieli praw politycznych.
W Polsce w XVI w., tzn. w stuleciu reformacji, innowiercy należący do stanu szlacheckiego posiadali ich pełnię. Ale w drugiej połowie XVII w. zaczęto je ograniczać, a w latach 1717-1736 dysydentów odsunięto definitywnie od udziału w sejmie, a więc wypchnięto z centrum życia politycznego. Już przed sejmem koronacyjnym Stanisława Augusta (1764) Katarzyna II postawiła żądanie przywrócenia praw dysydentom. Zakresu tego przywrócenia wówczas jeszcze nie precyzowała. Gdy jednak podczas obrad parlamentu doszło do wybuchu przy lekkiej tylko wzmiance o nowych prawach dla innowierców, król i jego wujowie Czartoryscy cofnęli się i rzecz odłożyli.
Rosyjska imperatorowa poczuła się tą „niesubordynacją” niezwykle urażona. Wyobrażała sobie bowiem, promując Stanisława Augusta do korony, że on i szefowie jego partii, Czartoryscy, przywódcy „Familii”, będą jej całkowicie ulegli. Od czasu sejmu koronacyjnego do wcześniejszych przesłanek, dla których rosyjska imperatorowa stała się promotorką dysydentów, doszła urażona ambicja. Wzmocniło to determinację Katarzyny II, by na Warszawie wymóc żądania prodysydenckie, i to w bardzo szerokim zakresie – w postaci równouprawnienia politycznego innowierców.
Skoro Stanisław August i jego wujowie okazali się nie dość „posłuszni” woli Petersburga, w dopuszczonych do polityki innowiercach zyskałaby ludzi ściśle od Imperium zależnych i w pełni mu posłusznych. To kolejny ważny motyw prodysydenckich działań. Prusy, które po wojnie siedmioletniej zawarły sojusz z Rosją, musiały jej wtórować, choć ich władca, Fryderyk Wielki, w duchu nie życzył dysydentom w Rzeczypospolitej „odzyskania” praw. Wtedy bowiem znacznie trudniej byłoby mu zwabiać innowierców do swego kraju, na którego wzroście demograficznym bardzo mu zależało.
PAP: Wydaje się, że ważnym narzędziem Prus i Rosji na arenie europejskiej było wykorzystywanie propagandy wymierzonej w Rzeczpospolitą. Jakie narzędzia propagowania swoich interesów miały dwory w ówczesnej Europie?
Prof. Zofia Zielińska: W oświeceniu władca jako jeden ze swoich obowiązków traktował troskę o wizerunek państwa na arenie międzynarodowej. Katarzyna II zapraszała na swój dwór luminarzy oświecenia, z odpowiednimi honorami ich przyjmowała, za co oni później byli jej heroldami jako oświeconej władczyni. Przykład choćby Diderota pokazał, że się to opłacało. A najważniejszym apologetą imperatorowej był sowicie przez nią wynagradzany Wolter.
Ważnym narzędziem propagandy była korespondencja z wpływowymi osobami. Friedrich Melchior von Grimm był swego rodzaju „gazeciarzem” i propagandzistą wielkości Katarzyny II; informował ją o wydarzeniach na Zachodzie oraz dbał o opinię na jej temat, przekazując otrzymywane od niej „wskazówki” i komentarze do opiniotwórczych czasopism i środowisk. Wiemy, że także Stanisław August systematycznie informował o wydarzeniach w Rzeczypospolitej właściciela francuskojęzycznej „Gazety Lejdejskiej”, starał się nadto inspirować inne tytuły, a także „Gazette de France” – półoficjalny organ prasowy dworu francuskiego.
W czasie kryzysu dysydenckiego, dwór rosyjski zamówił u Woltera za pośrednictwem swego posła w Hadze, Aleksandra Woroncowa, tekst publicystyczny dotyczący rozgrywki z Rzecząpospolitą w sprawie dysydenckiej. Oczywiście brzmiał w duchu prorosyjskim i potępiał polską „nietolerancję”.
PAP: Kluczową postacią okresu poprzedzającego powstanie konfederacji barskiej był ambasador Nikołaj Repnin, którego Władysław Konopczyński nazwał „srogim prokonsulem”…
Prof. Zofia Zielińska: Ambasador Repnin to wybitnie utalentowany i liczący się na rosyjskim dworze dyplomata. Przybył do Polski w grudniu 1763 r., po śmierci Augusta III. Repnin głęboko wnikał w polski ustrój i sam, uprzedzając rozkazy znad Newy, zastanawiał się, jak jeszcze głębiej można by Rzeczpospolitą osłabić. Dobrze rozumiał, że z rosyjskiego punktu widzenia niedopuszczalne były żadne istotne reformy, bo groziły rozluźnieniem zależności państwa polskiego od Rosji. A przypomnijmy, iż państwo to pozostawało pod hegemonią Petersburga od 1709 r. (bitwa pod Połtawą).
Przykład samodzielnie przez Repnina podjętego działania na rzecz dalszego osłabienia Rzeczypospolitej stanowiła np. postawa ambasadora na sejmie 1766 r. wobec przygotowanej wówczas ustawy budżetowej. Gdy projekt ów wniesiono do laski marszałkowskiej, Rosjanin zażądał znaczącego obniżenia dochodów państwa, tj. pomniejszenia podatków. I nie ukrywał, że chodziło mu o to, by zbytnie wpływy skarbu Rzeczypospolitej nie zaowocowały np. zwiększeniem liczebności polskiej armii, które nie leżało w interesie Rosji. A Polska miała wówczas kilkanaście tys. żołnierzy, podczas gdy Rosja na stopie pokojowej – ok. 200 tysięcy. To de facto Repnin był twórcą konfederacji radomskiej. Warto ją tu przypomnieć z uwagi na konfederację barską.
Gdy doszło do rozbratu między Stanisławem Augustem i Czartoryskimi a Rosją na sejmie 1766 r. na tle – z jednej strony – dążeń króla i wujów do obalenia liberum veto, z drugiej zaś, gdy wbrew rosyjskiemu żądaniu nie wprowadzono na tymże sejmie równouprawnienia politycznego innowierców, Katarzyna II zdecydowała się na siłową rozgrywkę. Siłą zamierzała narzucić ustawodawstwo prodysydenckie (przeciwne mu było całe polskie społeczeństwo), i siłą utrwalić byt liberum veta, które stanowiło dogodne narzędzie zrywania sejmów, a więc utrzymywania anarchii (bezrządu).
Wprawdzie pod groźbą rozpoczęcia wojny Rosji i Prus z Rzecząpospolitą już podczas sejmu 1766 r. król i przywódcy „Familii” wycofali się z zamachu na veto, ale Katarzyna nie zamierzała puścić im płazem ani próby jego unicestwienia, ani kolejnej niesubordynacji w sprawie dysydentów. Rozwiązanie siłowe miało polegać na skupieniu pod rosyjskim sztandarem przeciwników króla i Czartoryskich, pokonanych podczas elekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego (przy pomocy rosyjskiego wojska) i zepchniętych odtąd na dalszy plan życia publicznego. Ci antagoniści „Familii” to dawny obóz Potockich. W zamian za obietnicę wycofania wprowadzonych od 1764 r. reform oraz za powrót do steru nawy państwowej, Potoccy mieli, wedle wykonanego przez Repnina planu Katarzyny II, uchwalić równouprawnienie polityczne innowierców (któremu w sercach byli głęboko przeciwni) oraz przywrócić ustrój z czasów saskich.
To drugie oznaczało, że wywodzący się z przeciwników Czartoryskich hetmani czy podskarbiowie, nadal, jak w epoce saskiej, będą mogli rządzić wojskiem i defraudować skarb Rzeczypospolitej bez żadnej kontroli utworzonych w 1764 r. Komisji Wojskowych i Skarbowych. Najgłębsze marzenie konserwatywnych wrogów „Familii” stanowiła jednak detronizacja Stanisława Augusta; liczyli, że ją dzięki powolności wobec Rosji uzyskają.
Potoccy, podobnie jak dysydenci, mieli zacząć od zawiązania konfederacji, ściśle osłanianych przez rosyjskie wojska. Luminarze konfederacji Potockich, zawiązanej ostatecznie w czerwcu 1767 r. w Radomiu, jako posłowie i senatorowie przyszłego sejmu zamieniliby na nim rosyjskie żądania w ustawy. W marcu 1767 r. kilkadziesiąt tysięcy nowych rosyjskich żołnierzy weszło do Rzeczypospolitej, dołączając do korpusów pozostających od czasów elekcji. To była siła, strzegąca wykonania w pełni rosyjskich żądań.
Konfederacja radomska powinna się nazywać „repninowską”, bo ambasador był jej głównym twórcą. Podobnie jak był sternikiem sejmu 1767-1768 r., zwanego od dawna „repninowskim”. Na tym sejmie rosyjski dyplomata nie od razu wymusił równouprawnienie polityczne innowierców oraz likwidację dużej części (ale nie wszystkich) reform stanisławowskich. W początkach sejmu, wobec oporu części radomskich tuzów w sprawie dysydenckiej, posunął się do spektakularnego aktu terroru: porwał z Warszawy na pięcioletnią niewolę biskupów krakowskiego Kajetana Sołtyka i kijowskiego Józefa Załuskiego oraz hetmana Wacława Rzewuskiego i jego syna Seweryna (posła). Reszta poszła w sterroryzowanym sejmie gładko.
Ale w tym samym momencie, gdy Repnin święcił triumf swej akcji „pacyfikacyjnej”, bo sejm uchwalił wszystko, czego żądał, do Warszawy dotarła wiadomość o wybuchu konfederacji barskiej (zawiązanej 29 lutego 1768 r.). Stanowiła ona reakcję na terror ambasadora i rosyjskich wojsk.
PAP: Repnin skutecznie grał również na podziałach, które pojawiały się w stosunkach pomiędzy Czartoryskimi i królem…
Prof. Zofia Zielińska: Raczej tylko próbował. Gdy okazało się, że król i Czartoryscy nie są tak posłuszni nakazom Petersburga, jak tego nad Newą oczekiwano, Repnin doszedł do wniosku, że Stanisław August pozbawiony wsparcia przywódców „Familii” będzie bardziej posłuszny Rosji. Stąd starania o oddzielenie króla od wujów. Te zabiegi udawały się doraźnie, ale nie dlatego, że chciał tego Repnin, lecz z powodu różnic w koncepcjach politycznych króla i Czartoryskich.
Należy jednak podkreślić, że we wszystkich sprawach ważnych dla państwa przywódcy „Familii” i król łączyli siły. Na sejmie 1766 r. wspólnie dążono do obalenia liberum veto. Owszem, wobec zagrożenia przez Rosję i Prusy wojną, Czartoryscy bardzo szybko ustąpili. Byli doświadczonymi politykami i rozumieli, że Polski nie stać na wojnę z dwoma mocarstwami. Król opierał się w walce o obalenie veta dłużej i miał żal do wujów o szybką kapitulację. Jednak wobec wybuchu konfederacji dysydenckich i przygotowywania radomskiej król i Czartoryscy znów połączyli siły. Do rozdźwięku doszło ponownie u schyłku kwietnia 1767 r.: starzy książęta widząc tworzenie przez Repnina konfederacji radomskiej zalecali bierność – Stanisław August uznawał to za błąd.
Stwierdziwszy, że nie jest w stanie przeciwdziałać akcji Repnina, monarcha postanowił dokonać zwrotu, jednego z najważniejszych w jego życiu. Zdecydował się podporządkować Rosji tam, gdzie niemożliwe było oparcie się jej sile, aby powrócić do steru państwa i ratować to, co się dało. To słynna zasada wyboru mniejszego zła, która miała się stać busolą monarchy. U schyłku 1768 r. – kilka miesięcy po wybuchu Baru – ponownie jednak doszło do ścisłego współdziałania króla i Czartoryskich. Trwało do I rozbioru.
PAP: Jak można streścić program konfederacji barskiej? Jakie były jej podstawowe cele polityczne?
Prof. Zofia Zielińska: Zgodnie z aktem konstytutywnym konfederacji, była to walka o wiarę i wolność. Przez „wolność” rozumiano walkę o możliwość realizowania woli Rzeczypospolitej przeciwko gwałtom Repnina. „Walka o wiarę” oznaczała dążenie do cofnięcia narzuconych na sejmie repninowskim ustaw prodysydenckich. Walkę o wolność Barzanie traktowali jednak również jako batalię z królem i Czartoryskimi za to, że targnęli się na veto – dla Barzan stanowiło ono wciąż „źrenicę wolności”. W myśleniu konfederatów były więc cele, które oceniamy ambiwalentnie: z jednej strony mamy walkę o wyzwolenie z rosyjskiego jarzma, i dlatego w Barze możemy widzieć pierwsze powstanie narodowe, z drugiej – intencję powrotu do saskiej anarchii. Z czasem ten pierwszy aspekt – walka z Rosjanami – stawał się dominujący.
Można jednak na Bar spojrzeć pod innym jeszcze kątem, tak, jak to czynił Stanisław August. Król wiedział, że inspiratorami konfederacji byli rozczarowani do Rosji „radomianie”; nie doszło bowiem do detronizacji władcy, bo nie dopuściła do tego Rosja, ponadto dzięki kapitulacji Stanisław August uratował część reform. Mimo tych nieczystych intencji twórców Baru, sprowokowanie przez Potockich wybuchu stało się możliwe dlatego, że szlachta, zapełniająca szeregi konfederacji, była szczerze oburzona rosyjskimi zamachami na wiarę i wolność, i o nie też przede wszystkim, a nie o detronizację, szła walczyć.
Podmiotem Baru jako powstania narodowego była więc szlachta szczerze walcząca o wyzwolenie Rzeczypospolitej spod rosyjskiego jarzma, choć walkę o wolność pojmująca po części błędnie. Magnaci poszli do Baru po to, by uzyskać cele, na które Rosja nie przyzwoliła w Radomiu – definitywne pognębienie monarchy oraz Czartoryskich i ich dzieła reform plus detronizację króla.
PAP: Tak jak w przypadku innych polskich powstań, kluczowym pytaniem staje się kwestia szans zwycięstwa konfederacji.
Prof. Zofia Zielińska: Wojskowa historia konfederacji barskiej pokazuje, że nie miała szans powodzenia. Rosjan było w granicach Rzeczpospolitej w 1768 r. zaledwie 26 tysięcy. Nie stać było naszego pospolitego ruszenia, na którym opierała się konfederacja w ciągu trzech pierwszych lat, na pokonanie tego niewielkiego, lecz profesjonalnego kontyngentu żołnierzy rosyjskich. Dopiero reorganizacja wojsk konfederackich przez francuskich instruktorów przyniosła pewne osiągnięcia militarne. Brakowało również Barowi politycznego poparcia za granicą – nie było w Europie mocarstwa, którego interesy wiązałyby się ściśle z egzystencją Rzeczypospolitej. Z tego samego powodu na arenie międzynarodowej tak łatwo przełknięto I rozbiór.
Należy podkreślić inny jeszcze ważny aspekt barskiego powstania. Średnia szlachta, która stanowiła właściwy podmiot konfederacji, wzięła na swoje barki walkę o państwo. Od czasu konfederacji barskiej datuje się stopniowa emancypacja szlachty spod magnackiej kurateli. Na Sejmie Czteroletnim umożliwi to podjęcie wielkiej reformy.
PAP: Bez konfederacji barskiej nie byłoby dzieła Sejmu Wielkiego…
Prof. Zofia Zielińska: Tak nie można powiedzieć. Chodzi o to, by docenić, że konfederacja barska dla dużej części szlacheckiego społeczeństwa stała się szkołą walki o wolność i wzięcia na siebie odpowiedzialności za państwo. Od czasów Baru rozluźnia się zależność „panów braci” od magnatów, szlachta zaczyna się czuć podmiotem wydarzeń. Ten proces świadomie wspierał Stanisław August; nie miał on zaufania do magnaterii i systematycznie starał się jej kosztem zwiększyć udział w życiu politycznym średniej szlachty. Oznaczało to zmianę społecznego zaplecza polskiej demokracji.
PAP: Czy bez konfederacji barskiej doszłoby do I rozbioru?
Prof. Zofia Zielińska: W traktatach rozbiorowych zaborcy podawali jako główną przyczynę swoich działań anarchię, która zaowocowała konfederacją barską, a następnie kłopotami międzynarodowymi, czyli wojną rosyjsko-turecką (1768-1774). Fakt, że taką wersję genezy rozbioru podawano do wierzenia, nakazuje nam powątpiewać w jej prawdziwość. Rozbiór miał znacznie głębsze przyczyny. Jeśli chodzi o „anarchię”, to przypomnijmy, że to Rosja i sprzymierzone z nią Prusy siłą nie dopuszczały do reform czyli do likwidacji „anarchii”, gwarantującej słabość polskiego państwa.
Ale mamy inny jeszcze nader ważny czynnik, prowadzący do rozbioru. Chodzi o coraz bardziej intensywne w Petersburgu dążenia aneksyjne. W PRL, gdzie osłaniano Rosję, uczono nas, że największym winowajcą rozbioru był Fryderyk Wielki. Oczywiście, Prusy chciały powiększyć swoje terytorium, ale to nie one miały głos decydujący w Polsce i Europie Środkowej. Tu po wojnie siedmioletniej najważniejsza była Rosja i jej interesy. I dopiero gdy Rosja coraz bezwzględniej zaczęła dążyć do aneksji polskiego terytorium, rozbiór stał się możliwy. To jej wola o tym przesądziła i dopiero po zapadłej nad Newą decyzji, do podziału zaproszono Prusy i Austrię. Jest rzeczą wartą przypomnienia, że teren, który Rosja przejęła w I rozbiorze (1772), został ze wszystkimi szczegółami wytyczony nad Newą jeszcze przed śmiercią Augusta III.
Barski „bunt”, jak konfederację tam nazywano, stworzył dogodny pretekst do realizacji owych zamiarów aneksyjnych, wielokrotnie w bezkrólewiu i po nim w Petersburgu podnoszonych. Zarazem rozbiór był dla jego twórców atrakcyjnym instrumentem ukarania kraju za dążenie do emancypacji spod rosyjskiej hegemonii.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/
Copyright
Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.