„Koniec czasu oswojonego”: Wielka Wojna 1914-1918
Wielka historia składa się z losów zwyczajnych ludzi i dramatów determinujących ich życie. Zadaniem historyka jest odnalezienie drobnych, często zupełnie zapomnianych świadectw dawnych czasów. Gdy 28 czerwca 1914 r. w Sarajewie dziewiętnastoletni chorowity gimnazjalista Gavrilo Princip zastrzelił arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego małżonkę nikt nie mógł przypuszczać, że ich śmierć wpłynie na życie wielu milionów ludzi i zapoczątkuje nową epokę w dziejach Europy.
Gorące lato 1914
„Lato 1914 roku było upalne, bezwietrzne, urodzajne. Żniwa sprzątnięto wcześnie. Po lasach cięły bąki tak ostro, że trudno było końmi przejechać. Orzechy laskowe i włoskie obrodziły jak nigdy”. Tak ostatnie tygodnie pokoju wspominał pisarz i publicysta Ferdynand Goetel. Jednocześnie w atmosferze tamtych dni zwykli ludzie wyczuwali, że trwająca już niemal pół wieku europejska Belle Époque odchodzi w przeszłość. Podobnego zdania byli niektórzy politycy. Brytyjski minister spraw zagranicznych Edward Grey śledząc ze swego gabinetu rozwój europejskiego kryzysu wypowiedział słynne słowa: „Gasną światła w całej Europie i my już nie doczekamy, kiedy zapalą się na nowo”. Mimo to apele nielicznej grupki publicystów i działaczy pacyfistycznych ostrzegających przed konsekwencjami europejskiego konfliktu były lekceważone. Jan Bloch, jeden z największych przedsiębiorców Imperium Rosyjskiego, w siedmiotomowym dziele „Przyszła wojna pod względem technicznym, ekonomicznym i politycznym” ostrzegał przed kosztami jakie za sobą pociągnie ewentualny konflikt zbrojny. Dzieła Blocha były lekceważone przez europejską opinię publiczną. Znacznie większe zainteresowanie wzbudzały książki, których autorzy twierdzili, że w nowoczesnym, racjonalnym, połączonym ścisłymi więzami handlowymi wojna jest niemożliwa, ponieważ stała się zupełnie nieopłacalna.
W ówczesnych społeczeństwach dominowało jednak zrozumienie dla wojny jako niezbędnego elementu stosunków pomiędzy narodami. Wojnę traktowano jak społeczne katharsis, dzięki któremu społeczeństwa miały być wolne od gnuśności, materializmu i demoralizacji. Wojna wyzwalać miała szlachetne odruchy poświęcenia, odwagę i patriotyzm. Największy kult militaryzmu panował w coraz bardziej agresywnie nastawionych Niemczech.
Za obcą sprawę
Państwa i społeczeństwa Europy potrzebowały tylko iskry, która mogła spowodować wybuch wojny. 23 lipca 1914 r. Austro-Węgry wystosowały do rządu Królestwa Serbii ultimatum, w którym żądały udziału w prowadzonym na terytorium Serbii śledztwu mającym na celu identyfikację inspiratorów zamachu. W ciągu kliku dni ruszyła mobilizacyjna machina największych europejskich mocarstw. Niemal natychmiast w jej centrum znaleźli się Polacy. Generał Eugeniusz de Hennig-Michaelis, dowódca twierdzy Modlin, tak wspominał pierwsze dni sierpnia 1914 r.: „Bywając codziennie na nabożeństwie, zauważyłem wśród żołnierzy duże przygnębienie […] trudno się było im dziwić, powołano ich do wojska pod przymusem, kazano porzucić rodziny i chaty, zabierano na wojnę w sprawie obcej im Rosji”.
Zaledwie garstka z wielkiej rzeszy polskich żołnierzy służyła w legendarnych Legionach Polskich Piłsudskiego (30 tysięcy żołnierzy), Błękitnej Armii Józefa Hallera (17 tysięcy żołnierzy jesienią 1918 r.) i innych stricte polskich formacjach. Pozostali byli zmuszeni do wysłuchiwania rozkazów w obcych językach znienawidzonych zaborców.
Zaledwie garstka z wielkiej rzeszy polskich żołnierzy służyła w legendarnych Legionach Polskich Piłsudskiego (30 tysięcy żołnierzy), Błękitnej Armii Józefa Hallera (17 tysięcy żołnierzy jesienią 1918 r.) i innych stricte polskich formacjach. Pozostali byli zmuszeni do wysłuchiwania rozkazów w obcych językach znienawidzonych zaborców.
Najgorzej traktowani byli rekruci z ziem polskich wcieleni w szeregi armii rosyjskiej. Służyło w niej około dwóch milionów Polaków. Ciężkie warunki służby i traktowanie poborowych, jak chłopów pańszczyźnianych przez dowódców sprzyjały dezercjom i niskiemu morale całych oddziałów.
W armii austro-węgierskiej służyło niemal 1,5 miliona polskich żołnierzy. W trakcie pierwszych miesięcy wojny polscy żołnierze w armii austro-węgierskiej okazywali patriotyzm i wierność cesarzowi i wielonarodowemu państwu. Wysyłanie żołnierzy polskich na front włoski i bałkański, a więc z dala od ziem polskich skutkowało zwiększającą się niechęcią do Austro-Węgier. Liczba dezercji i nieposłuszeństwa w armii zwiększała się w 1918 r. wraz z klęskami Austrii i rosnącymi tendencjami niepodległościowymi Polaków i innych narodów wchodzących w skład monarchii.
W armii niemieckiej na obu frontach służyło 850 tysięcy żołnierzy polskich. W porównaniu z dwoma pozostałymi armiami zaledwie garstka była oficerami. Dowódcom największe problemy sprawiali pochodzący z poznańskiego. Największą karnością wykazywali się Mazurzy, których nazywano polskojęzycznymi Niemcami.
Pierwsza Brygada
W obliczu bliskiego wybuchu wojny stojący na czele Związku Strzeleckiego w Galicji Józef Piłsudski zdecydował o mobilizacji podległych sobie oddziałów. Już 2 sierpnia 1914 r. z podkrakowskich Oleandrów na teren zaboru rosyjskiego przekradł się siedmioosobowy patrol pod dowództwem Władysława Prażmowskiego „Beliny” żegnany przez Józefa Piłsudskiego słowami: „Choć będziecie wisieć, spełnicie pięknie żołnierski obowiązek, ale historia o was nie zapomni”. Przepowiednia Piłsudskiego spełniła się tylko częściowo; „Beliniacy” powrócili bez strat do Oleandrów, przechodząc do historii jako pierwszy polski oddział na ziemiach Królestwa Polskiego od czasu powstania styczniowego. Tak rodziła się legenda Legionów Polskich niezmącona porażką podjętej kilka dni później wyprawy na Kielce. Legioniści stanowić będą elitę społeczeństwa II Rzeczpospolitej, a stworzona przez nich legenda bojów i internowania jeden z mitów założycielskich odrodzonego państwa.
Wojna zwyczajnych ludzi
Pisarz Michał Kryspin Pawlikowski w swojej autobiograficznej powieści napisał: „Każda wojna jest kombinacją nudów, krwi, łez, potu, wszy, brudu i smrodu. Ponieważ jednak w roku 1914 nie mordowano jeszcze masowo jeńców; nie mordowano i nie wywożono masowo ludności cywilnej; gwałcono i rabowano w miarę; obtłukiwano jeszcze tyłki o siodła („Ułani, ułani”) – przeto niektórzy dziś nazywają tamtą wojnę (Boże odpuść im, bo nie wiedzą, co mówią!) wojną romantyczną”.
Wiara w szybkie zakończenie wojny i to, że będzie ona przypominała defiladę wojskową a nie brutalną rzeź już po kilkunastu dniach zaczęła ustępować przerażeniu. Już od 8 sierpnia 1914 r. warszawskie gazety donosiły o brutalności Niemców w zajętym przez nich Kaliszu. W ciągu kilku dni miasto zostało niemal zrównane z ziemią. W swoich wspomnieniach z tamtych dni Maria Dąbrowska napisała: „Kalisz anno 1914 to nie była tylko zagłada miasta przez nieobliczalna furię popadłego w szaleństwo niemieckiego majora. To był znak zwiastujący koniec czasu oswojonego”.
Kolejne miesiące i lata wielkiej wojny oznaczały stałe pogarszanie się warunków życia ludności cywilnej. Paweł Hulka-Laskowski opisywał pierwsze dni po wkroczeniu wojsk niemieckich do Żyradrdowa: „Zaczynało się nowe życie, ale ponure i ciężkie. Na murach domów widniały białe kartki z obwieszczeniami komendanta niemieckiego. Nakazywał, zabraniał, groził”. Poza głodem, grabieżami, przymusowymi rekwizycjami ludność Polska była terroryzowana oskarżeniami o szpiegostwo i współpracę ze stroną wrogą okupantowi. Wszystko to skutkowało ogromną pauperyzację ludności i upadkiem życia gospodarczego.
Cena wolności
W polskiej pamięci historycznej I wojna światowa jest pamiętana głównie poprzez pryzmat dwóch wydarzeń: wymarszu Legionów Piłsudskiego i euforii listopada 1918 r. Te dwa niezwykle symboliczne wydarzenia przesłaniają zwykle ogromny koszt, jaki poniosły ziemie polskie w ciągu krwawego czterolecia 1914-1918.
Według szacunków, na frontach poległo około 450 tysięcy Polaków. Zwiększona trudnymi warunkami życia śmiertelność ludności cywilnej wyniosła około ćwierć miliona osób. Równie dotkliwe były straty gospodarcze spowodowane tyleż zniszczeniami bojowymi, co świadomą polityką państw zaborczych.
Według szacunków, na frontach poległo około 450 tysięcy Polaków. Zwiększona trudnymi warunkami życia śmiertelność ludności cywilnej wyniosła około ćwierć miliona osób. Równie dotkliwe były straty gospodarcze spowodowane tyleż zniszczeniami bojowymi, co świadomą polityką państw zaborczych. Wycofując się z ziem Królestwa Polskiego Rosjanie zdemontowali wiele warszawskich i łódzkich fabryk, aby wywieźć je wraz z taborem kolejowym na wschód. Wraz z maszynami zabierano pracowników. To co pozostało starano się zniszczyć zgodnie z zasadą spalonej ziemi. Z kolei niemieccy okupanci wywozili do Rzeszy wszystkie surowce niezbędne w produkcji broni, nie oszczędzając kościelnych dzwonów. W konsekwencji tych rabunkowych działań, produkcja przemysłowa spadła o 70% w stosunku do roku 1913, a zatrudnienie w przemyśle niemal o 90%.
14 listopada 1918 r. w jednym ze swoich pierwszych dekretów Józef Piłsudski stwierdzał: „Wyszedłszy z niemieckiej niewoli, zastałem wyzwalającą się Polskę w najbardziej chaotycznych stosunkach wewnętrznych i zewnętrznych, wobec zadań niezmiernie trudnych, w których lud polski sam musi wykazać swoją zdolność organizacyjną, bo żadna siła z zewnątrz nie może mu jej narzucić”. Słowa Komendanta są swoistą prognozą kolejnych lat w których Polska podnosiła się ze zniszczeń i trwającego ponad stulecie podziału dzięki determinacji i poświęceniu narodu.
Michał Szukała (Muzeum Historii Polski)
Copyright
Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.